Są takie opowiadania, przy których człowiek czuje się jak w domu. Trochę jakby po długiej nieobecności się wracało do starych przyjaciół i atmosfery przesiąkniętej magią. Z tego też względu pisze się je jednocześnie łatwo i trudno – łatwo, bo postacie już żyją, już mają swoje charaktery i się panoszą po klawiaturze, trudno, bo świadomość, że wkraczająca w ich życie wojna również je wkrótce odbierze, jest dobijająca. Z jednej strony chciałabym dać im szczęśliwe zakończenie, z drugiej wolałabym pozostać wierna kanonowi. A z trzeciej zdarzało mi się już wiele razy ten kanon łamać, więc co mnie powstrzymuje...? Prawdopodobnie to, że ból serca jest z Huncwotami i ich pokoleniem nierozerwalnie związany i poniekąd nadaje im jeszcze więcej życia oraz psychologicznej wiarygodności. Nie byłabym w stanie dać im wyłącznie puchatość oraz miłość, wiedząc, że to właśnie one - a głównie ta ogromna miłość pomiędzy grupą przyjaciół – prawdopodobnie uratowały świat. Więc nie, nie będzie to jedno z tych wyłącznie puchatych opowiadań, w których wszystko zawsze się dobrze kończy. Owszem, będzie dużo ciepłych momentów, miłości jeszcze więcej, tony przyjaźni, ale pojawią się też chwile, kiedy przydadzą się chusteczki. Jestem dopiero na początku pisarskiej przygody z tym opowiadaniem, ale wiem to już teraz.
Długo się zastanawiałam nad tym, co mnie właściwie blokuje w pisaniu tego opowiadania. Już dwa lata temu zapowiedziałam powrót, z pomysłem na poprawianie pierwszej wersji nosiłam się jeszcze dłużej, a parę miesięcy temu zaczęłam pisać pierwszy rozdział. Napisałam 2356 słów i zamknęłam Worda. Moją uwagę pochłonęły zupełnie inne opowiadania, ale Łania dalej mi siedziała w głowie. Podczas zeszłorocznych wakacji w Madrycie spędzałam godziny na planowaniu fabuły i rozgryzaniu motywów bohaterów, próbując nadać im spójność oraz psychologiczną głębię. Dlaczego więc nadal nie mogłam się zmusić do tego, żeby pociągnąć to opowiadanie dalej? Nie, nie tylko dlatego, że były inne opowiadania domagające się uwagi. Raczej dlatego, że były one łatwiejsze do napisania, bo dotyczyły w dużej mierze realnych, życiowych problemów, a w dodatku puchate i szczęśliwie się kończące. Łania nie; pomimo swojego osadzenia w nieistniejącym świecie w nieistniejącym zamku łamała mi serce bardziej niż jakiekolwiek inne opowiadanie.
Pierwsza wersja Łani była też pierwszym opowiadaniem, które osadziłam w świecie potterowskim. To od niej zaczęła się moja przygoda z pisaniem fan fiction, więc chyba też trudno się dziwić, że pomimo całej jej niedoskonałości mam do niej naprawdę ogromny sentyment. Do dzisiaj, gdy słucham piosenek z nią związanych, mam dreszcze. I też jej niedoskonałość sprawiła, że chciałabym opowiedzieć tę historię na nowo. Dziewiętnaście rozdziałów to stanowczo za mało, żeby uchwycić kompleksowość tych wszystkich relacji w pokoleniu Huncwotów i jednocześnie się zastanowić nad przyczynami ich działań. Czuję, że w pierwszej wersji wiele z tych rzeczy i postaci spłyciłam, wyłącznie ruszając kijkiem coś, co w rzeczywistości jest czubkiem góry lodowej. Zresztą teraz, po pięciu latach od publikacji pierwszego rozdziału na blogspocie, mam o wiele większą wiedzę psychologiczną, a co więcej - zmienił się także mój styl pisania. Mam więc nadzieję, że finalny efekt będzie bardziej zadowalający i dla mnie, i dla Was. Mam nadzieję, że dotrwamy razem do końca.
Jeżeli ktoś czytał pierwszą wersję Łani na blogspocie, zauważy podobieństwa. Zachowałam niektóre elementy fabuły czy bohaterów, które wydały mi się interesujące, ale równie dużo wątków stamtąd wyrzuciłam. Czy to będzie wciąż to samo opowiadanie? Tak, bo nadal będzie się kręcić wokół tego samego motywu i wokół tych samych osób, tylko w inny sposób. I będzie znacznie dłuższe. Myślę, że wyjdzie co najmniej czterdzieści rozdziałów, może trzydzieści, jeśli zdecyduję się na publikowanie krótszych rozdziałów, ale częściej. Możliwe też, że rozrośnie nam się to wszystko do rozmiarów góry lodowej. ;)
I tu mam do Was pytanie, drodzy Czytelnicy!
Wolicie regularną publikację i krótsze rozdziały czy dłuższe rozdziały dodawane nieregularnie? Chodzi mi o to, że nie jestem pewna, czy zacząć publikację już teraz i wrzucać rozdziały, gdy wena dopisze, czy ją trochę opóźnić w czasie, dopóki nie będę miała jakiegoś solidnego zapasu. Z jednej strony bardzo chciałabym się z Wami już jak najszybciej podzielić tym, co napiszę, ale z drugiej strony też nie chciałabym, żebyście się rozczarowali moją prędkością pisania czy dopisującą weną. Dajcie znać!
Uff, ale się naprodukowałam.
Aha, na koniec małe info: będę publikować Łanię jednocześnie i tutaj, i na Wattpadzie, więc się nie martwcie – nie znikam. :)
Buziaki!
💫
Hej! No wreszcie!
OdpowiedzUsuńWolałabym dłuższe, ale nieregularne rozdziały - po krótkich często mam niedosyt :)
Pozdrawiam, Glenka
No, dłuższe, ale nieregularne to chyba mi nawet wychodzą! :D
UsuńPozdrawiam cieplutko <3